W każdym porządnym cyklu musi być jakiś morał. Czasami jest na końcu, czasami zjada go tytuł, a czasami nikt nie wie, co nim jest. Tu będzie dziś. Pisałem już gdzieś, że jestem wnukiem moich Babć. Tak samo, jak można być synem ojczyzny, dzieckiem pułku lub córunią tatusia. Moi drodzy rodziciele wychowali mnie jak tylko umieli, czyli odwalili najcięższą robotę. Ale Babcie dołożyły swoje - jak to babcie i dziadkowie - bardzo prostymi słowami i obrazami. I tu będą dwa. I - a jak miałoby być inaczej - oba z kuchni.
Jeśliśmy obiad. My, cała czeladka wnuczek i wnuków, którym Babcia (ta właśnie, od słodkich rzeczy) gotowała kluski na parze. Godało się na to "buchty". Plaga szarańczy, potop szwedzki oraz czarna zaraza były mniej żarłoczne niż my. Babcia kręciła się po kuchni, żeby nastarczyć z buchtami, a jednocześnie pilnowała, żeby nie brakło pary pod pokrywką. Po którejś kolejce mój kuzyn, zazwyczaj niespieszny i spolegliwy, ukradł mi buchtę. Po prostu. Krzyknął przy tym, co prawda "pożycz!", ale co mnie po tym, skoro zeżarł ją z polewą ze śmietany i jagód tak szybko, że ustanowił rekord Guinessa. To było tak zuchwałe i przykre, że uciekłem do pokoju i się rozbeczałem. Miałem pięć lat i miałem w dupce godność. I wtedy przyszła babcia i powiedziała: "Czyś ty ogupioł, dyć zawsze jest o jedna więcej, na wszelki wypadek". Wszedłem do kuchni, a na moim talerzu leżała wielka buchta. Drugą dołożył skruszony buchtożerca. Tak się dowiedziałem, że nie należy się spieszyć z rozpaczą. Bez tego wszyscy byśmy zginęli z urojonego nieszczęścia. A potem był jakiś Wielki Piątek czy inna Środa Popielcowa. Przyszedłem do Babci (tej od bigosu bez końca ważności), głodny jak wilk, a może wcale nie głodny, tylko chciało mi się czegoś z Jej lodówki. Coś tam wspomniałem o tym, że co to za pomysł z tymi postami, skoro czy kto pości, czy nie - światu to różnicy nie robi. I wtedy Babcia wygoniła mnie na przedpokój do lodówki po smalec i jajka. Zaczęła grzać patelnię i wybijając jajka ze skorupek powiedziała coś, co powinno się znajdować na końcu wszystkich świętych ksiąg świata: "Zło nie wchodzi przez usta, tylko z nich wychodzi". Gdyby Mojżesz przyszedł zjeść gdzie trzeba, nie potrzebowałby gór ani tablic. Zamiast błąkać się z ludźmi po pustyni, siedziałby z nimi dobry i syty. |
Blog 40/40Kryzys wieku średniego zacząłem mając siedem lat, żeby mieć już z głowy to zamieszanie. ArchiwumDA SIĘ LUBIĆ?
|