Nie ma to jak uwierzyć w mity o stworzeniu świata. Tam, w samym środku mitu, stoi sobie drzewo znajomości dobrego i złego. Drzewo, jak drzewo - owoce wypuszcza. I tak jakoś gładko przechodzimy nad tym faktem do porządku dziennego, a przecież ktoś wcześniej musiał te kwiaty na gałęziach pozapylać. To niby kto? Nie ma siły, jakieś te pszczółki i kwiatki musiały ze sobą współżyć przyrodniczo, żeby dało się potem z owoców soki wyciskać. Bo w raju greckim wyciskano nektar bogów. W Edenie też z pewnością jakiś hortex czy tymbark płynął. A potem potomkowie wygnańców z raju, przez całe pokolenia, przenosili w sobie ten instynkt wyciskania.
Jest taki wspaniały okres w życiu mężczyzny, kiedy musi zacząć - właśnie - wyciskać. Normalni w tym celu biorą się sztangę i wyciskają kolejne kilogramy. Ci zostają potem samcami alfa. Niektórzy zamiast tego wyciskają wągry - ci zostają księżmi lub PRowcami, co zwykle na jedno wychodzi. Ostatni wyciskają siódme poty w drodze do bibliotek - ci zostają humanistami lub samobójcami, co od czasów Sartre’a również na jedno wychodzi. Ale niezależnie od tego, do której grupy ryzyka młodzieniec należy, odkrywa w sobie z coraz większą pewnością, że jest biseksualny. Tyle, że mówimy tu o zapisie fonetycznym tego słowa, o modlitwie młodzieńców do całego świata: please, be sexual. Kiedy słychać, jak pierwsze dojrzałe wągry opadają na ziemię, świat staje się nagle studnią doznań, a każda inność zaczyna sprawiać nieznaną dotąd radość. Największą popularnością cieszą się krągłości, które dość łatwo zresztą znaleźć w świecie. Tak się najczęściej składa, że krągłości są już wtedy własnością koleżanek oraz niezbyt zaawansowanych metryką ciotek. Te jednak z jakichś niezrozumiałych przyczyn strzegą wtedy akurat tych kształtów, jakby nic innego nie miały do roboty. Stają się przez to bliskie pojęciom geometrycznym, które niby to są, a jednak nie do końca można ich dotknąć. Tak jednak, jak można opisywać figury za pomocą wzorów i ilustracji w podręcznikach, tak i można było stosunkowo łatwo znaleźć ilustrowaną literaturę przedmiotu i spędzać z nią długie chwile (lub krótkie, jeśli ktoś był szybki w tej nauce). Tym, którzy dość sprawnie potrafili wykonywać najpierw proste, potem zaawansowane działania na figurach, odsłaniały one w końcu swoje reguły i dały sobie działać na cięciwach, przekątnych, a nawet liczyć stosunki przyprostokątnych do przeciwprostokątnych. Tak właśnie dochodziły do skutku pierwsze odkrycia geometryczne. Oczywiście byli i tacy, którym krągłości objawiały się nieco inaczej. Zazwyczaj było tak, że biegało się za nimi. Do mnie krągłość postanowiła przytoczyć się sama na katowickim dworcu. Było późne, upalne popołudnie, słońce leniwie spełzało z nagrzanych do nieprzytomności ścian hallu głównego. Lepki z ciepła jak salamandra, czekałem na pięterku przed rozkładem jazdy na jakiś pociąg. I wtedy nastąpiło zaćmienie słońca. Inteligentnemu Czytelnikowi płci obojga nie trzeba tłumaczyć, na czym polega zaćmienie. W tamtym wypadku ciało, które przecięło linię między ziemią a słońcem było blade, spocone, otulone atmosferą szytą na miarę za grube tysiące, a jego krągłość była niemal idealna. Wślizgnął się w moje pole widzenia z wyraźnym zamiarem kontynuowania tej czynności o wiele bardziej dosłownie, czego zresztą od pierwszych słów nie ukrywał. Poczułem pewną fascynację tym złotorolexowym osobnikiem, który po dniu w piekarniku proponował - trzeba przyznać, dość motywująco - kawę przy Stawowej lub drinka z lodem w hotelu. Zrobił to zresztą z takim wdziękiem i prostotą, że właściwie niemal się zgodziłem. Nie, nie dla chłodnego drinka z limonką, ale przez uczciwość w intencjach i tę melancholię w oczach, która każe litować się nad zagubionym w mieście sympatycznym psem. Czy to przez upał, czy wrodzoną nieśmiałość nie dałem się jednak porwać na orbitę tego satelity przygodnych rozkoszy i tym sposobem ani kawa, ani drink, ani sam zainteresowany nie doszli do skutku. I tak straciłem szansę na jedyny w życiu udany podryw. I nie dowiem się już nigdy, jak to jest być dworcową Marilyn Monroe. Gdzie dziś jesteś, my sweaty satellite? Ale przygody męskie miewałem i wcześniej. Nad rzeczką, opodal krzaczka - gdzie codziennie chodziliśmy z liceum na przystanek - czaił się pan Bernard, z zawodu eksgórnik, z zamiłowania ekshibicjonista. Górnictwo porzucił dla renty, więc gospodarka narodowa niewiele z niego miała. Hibicjonizm opuścił go pewnie wskutek szkód górniczych i mimo szczerych chęci nawet widownia niewiele miała pożytku, kiedy unosiła się kurtyna płaszcza. Bo to było jedyne, co się unosiło u Bernarda. Biedny był, jak - nomen omen - ekspozycja stoiska mięsnego dla wegetarian. W końcu jednak człowiek - a od biedy i mężczyzna - zaczyna oswajać się z wszelkimi figurami, odkrywa i łamie wszelkie prawa, wpada i wypada z różnych orbit zainteresowań. Wszystko to po to, by w końcu ulec oswojonej beznadziei i myśli, że już nic nie jest w stanie go zaskoczyć. Wtedy właśnie, ot tak, idzie tenże człek na kawę do jednej z najlepszych Babć w pobożnym kosmosie. A ta, jakiś miesiąc po swoich osiemdziesiątych urodzinach, zamiast - jak zwykle - zacząć od “ty widzisz, co łoni tam robiom w tym sejmie?”, poprawia okulary i pyta: “Słuchej, a Adama i Ewę to Ponbóg z raju za ten zex wyciepnół? To jak oni mieli tam żyć? Dyć by sie rozpuknęli”. I świat na tę jedną chwilę stanął na nogach. Tak, kobiety, a zwłaszcza babcie, powinny być wybierane na stolicę piotrową, albo przynajmniej ekspertki w ministerstwie edukacji. |
Blog 40/40Kryzys wieku średniego zacząłem mając siedem lat, żeby mieć już z głowy to zamieszanie. ArchiwumDA SIĘ LUBIĆ?
|