Usiedliśmy za pierwszym razem na tyle wygodnie, żeby chcieć potem wstawać po to, żeby znów siadać. A usiądź, człowieku, nad Wisłą gdziekolwiek pod dachem, to od razu kawę ktoś parzy lub przynajmniej rozpuszcza. Anglicy mają swój czajnik na herbatę, żeby zaparzyć się do small talków. My, lud o duszy nasyconej troską o świat, potrzebujemy czegoś bardziej zawiesistego. Nie dla nas small talki, my potrzebujemy mocnego gruntu pod nogami, a że rzadko go znajdujemy, szukamy go na dnie kubka z kawą. Wtedy możemy - jak mawiają Rosjanie - sumierniczat’, co w wolnym, zasłyszanym gdzieś tłumaczeniu, znaczy “siedzieć po ciemku i rozmyślać”.
Ten słowiański gen sumierniczania nosimy przez kolejne pokolenia. Może to przez bliskość kultury rozgadanych Rzymian, może z nudów - rozmyślamy najczęściej wspólnie. I wspólnie ciemność odnajdujemy nawet pod słońcem, bo doskonale wiemy, że nawet w południe na świecie ta ciemność jest obecna. Pewnie dlatego tak chętnie siadamy z kawą gdzieś pod drzewami, gdzie od ułudy oczywistych, jasnych prawd, chroni nad zbawienny brat ciemności - cień. Siedzieliśmy więc pod drzewami, z których do wielkich kubków z kawą wpadały nam a to zagubione muchy, a to trafione cytaty; a to przedwcześnie zmarłe liście, a to oseski idei. Wiatr raz po raz zawiewał te małe dymki znad kubków pod same nosy, żeby sprawdzać, czy przypadkiem nie odurzamy się tylko tym, co z własnego kubka dolatuje. Zauważyliście, że kawa popijana z innymi wolniej stygnie, a ta po drugiej stronie stołu zawsze jest trochę cieplejsza i sam nos po nią chce wędrować? Kiedy rozmowa gorzkniała, zagryzaliśmy ciastkiem co kilka zdań, a język wracał do swojego wyczucia smaku. Kiedy kofeina komu dawała w zapłon, sięgaliśmy po wodę, żeby nie zagotować cienia wokół nas. Kiedy przychodziła noc i pozwoliła odpocząć nogom, braliśmy w dłonie niedopite rozmowy i do rana szukaliśmy tych paru gramów światła, które budziło znów cienie, a jego ciemniejszej siostrze pozwalało odetchnąć. Skończyło się tamto lato, a za latem kolejne lata. Siadamy czasami pod jakimś, swoim czy pożyczonym, dachem i nawet pod energooszczędnymi słońcami cafebarów, odruchowo szukamy na sobie cieni. A te, niezależnie od tego, pod jakim światłem wypełzają, nadal chronią nam oczy przed oślepnięciem od oczywistości. I czujemy, jak niedopite pod drzewami kawy ogrzewają się nam dłoniach od pływających między nimi małych, znajomych dymków. |
Blog 40/40Kryzys wieku średniego zacząłem mając siedem lat, żeby mieć już z głowy to zamieszanie. ArchiwumDA SIĘ LUBIĆ?
|